Kolejny punkt obowiązkowy, przy okazji naszej kilkudniowej przygody z niezwykłym Parkiem Narodowym „Ujście Warty”. Wieża widokowa, Centrum Edukacyjne z szeroką ofertą dydaktyczną, no i On. Ogród zmysłów – Chyrzyno.
Ogród zmysłów – Chyrzyno w Centrum Edukacyjnym „Ujście Warty”
Centrum Edukacyjne „Ujście Warty” ma bardzo bogatą ofertę dydaktyczną dla szkół i przedszkoli. Ale turyści indywidualni również są mile widziani. Za budynkiem znajduje się nieduży, ale bogaty w atrakcje skwer. Już od samego wejścia na jego teren trafiliśmy na pierwsze cikawostki i instalacje dla dzieci. Aby zaliczyć je wszystkie zarezerwujcie min. godzinę.
Bez wątpienia, ogród zmysłów dostarcza przeróżnych wrażeń. Chociażby w trakcie spaceru docieramy między innymi do zagajnika motyli, którym to zapachy i kolory tworzą niemal idylliczny klimat… Gdzie indziej, za pomocą „śmieci” wydajemy odgłosy różnych zwierząt. Krótko mówiąc – w niebanalny sposób uczy i bawi.
Ścieżkę zmysłów odnajdujemy w międzyczasie, w trakcie spaceru alejkami ogrodu. Jak na rzetelnych urzytkowników dziecięcych atrakcji przystało – wszyscy chętnie z niego korzystamy. Przejście nim (bosą stopą!) to nie lada wyczyn… Panowie pokonali CAŁĄ trasę, bez wyjątków ; ) Panie natomiast – cóż, rzućmy na to zasłonę milczenia… ; )
Zadania w Ogrodzie zmysłów – zrobisz je wszystkie?
Bardzo miło rozwiązuje się zadanie na dopasowanie opisu ryby do jego obrazka. Pochłania nas ono na dłużej. Okazuje się, że nasze małe kurczaki świetnie sobie z nim radzą! Zadanie z dopasowaniem charakterystyki budki do jej „mieszkańca” jest już nieco trudniejsze. Jest jeszcze misja poszukiwania tropów zwierząt! I jeszcze parę innych ciekawostek.
Wieża widokowa w Centrum Edukacyjnym w Chyrzynie
Później, w ramach odwiedzin w Ogrodzie Zmysłów w Chyrzynie, zachęcamy do wejścia na wieżę widokową. Wieża jest przeszklona, a widok z góry (podobno) zachwyca! (ktoś kto śledzi naszego bloga wie, że do włażenia na wieże mi nie podrodze ; ) ) Dzieci i Pan Mąż radośnie machają mamie z góry.
Chyrzyno, woj. Lubuskie, pow. słubicki, Gmina Górzyca
Informacje ogólne
Adres: Chyrzyno 1, 69-113 Górzyca
Godziny otwarcia ośrodka edukacyjnego w Chyrzynie: w dni robocze od 7.30 do 15.30.
Historia mostu w Kłopocie, a zwłaszcza jego ostatnich chwil świetności to z pewnością materiał na kolejny wojenny, dobry polski film. Ale zanim ruiny mostu w Kłopocie staną się kolejnym celebrytą na naszej liście filmowych atrakcji (TU i TU) zapraszamy do odwiedzenia tego malowniczego miejsca!
Most w Kłopocie i jego historia.
Budowę mostu w miejscu wcześniejszej przeprawy promowej rozpoczęto w 1913 r. i dwa lata później miał miejsce wypadek (barka uderzyła w rusztowania, zginęło kilka osób). Prace przerwano również w okresie I wojny światowej. Ostatecznie przeprawę oddano do użytku 12 września 1919 r. Składał się z 10 betonowych przęseł (6 na lewym i 4 na prawym brzegu Odry) oraz stalowego przęsła nurtowego długości nieco ponad 100 m, znajdującego się bezpośrednio nad rzeką. W całości miał ponad 600 metrów.
Most już w końcu 1944 r. i na początku 1945 r. umożliwił ewakuację Niemców zamieszkujących wschodnie tereny Rzeszy uciekający przed ofensywą Armii Czerwonej. Ostatecznie stalowe przęsło wysadzono 4 lutego 1945 r. przez żołnierzy Wermachtu (ponoć pierwsza próba detonacji nie powiodła się i aby most wysadzić jeden z żołnierzy poświęcił swoje życie). Akt ten miał na celu spowolnienie natarcia Sowietów na Berlin, jednak już dnia następnego Rosjanie pokonali rzekę w okolicach mostu po lodzie. (Wow.)
źródło: https://rvfo1910ev.de/Chronik
No to zobaczmy ten most w kłopocie.
W czasach powojennych ruiny mostu po stronie Niemieckiej zostały rozebrane i zachowały się tylko przęsła po naszej stronie. I tutaj wkraczamy My – misiowa ekipa. Miejsce nas na maksa urzekło. Rzeka, piękne widoki, rozlewisko i on. Majestatyczny i potężny, mimo iż dotknięty wojną.
Zawsze zwiedzajmy z głową!
Na początek ostrożne oględziny mostu od góry. Tutaj należy się wyjątkowo skupić, bo są spore wyrwy zarówno w barierkach jak i w samej nawierzchni. A droga w dół jest długa. Dlatego trzymamy dzieci przy sobie, i to blisko, a najlepiej na smyczy (żart… a może nie? ; ) ). Następnie szybki pikniko – obiad, czyli obowiązkowy punkt każdego programu.
Plaża pod mostem w Kłopocie.
Dalej już pakujemy (nie)potrzebne zabawki w wielką, ciężką torbę, którą starsza pociecha dzielnie dzierży pierwsze dziesięć metrów. I ruszamy na eksplorację mostu od dołu. Po chwili docieramy do niewielkiej plażyczki. Część z nas rozsiadła się na trawie, reszta wzięła w obroty piasek. Na drugim brzegu nasi zachodni sąsiedzi robią to samo, tylko po niemiecku. Leniwie i pięknie, po prostu.
Oczywiście wszelkie kąpiele w rzece odradzamy. Podobnie wchodzenie na złamane przęsło mostu. W końcu chcemy wszyscy z wypoczynku wracać cali i zdrowi : )
OBSERWUJ NAS W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH!
Polub nas i bądź na bieżąco z najnowszymi wpisami na blogu!
W samym Kłopocie będąc zachęcamy do przywitania się z jego waśćmościami bocianami. A jest ich tam… sporo. Gniazda i ich mieszkańcu są dosłownie wszędzie! (oczywiście kiedy nie ma ich w ciepłych krajach). Było nawet Muzeum Bociana, ale niestety aktualnie nieczynne (stan na 2022 r.). Po drodze mijamy jeszcze malutkie Muzeum Etnograficzne, do którego warto zajrzeć.
Kłopot – Ruiny mostu w Kłopocie, woj. Lubuskie, pow. słubicki, gmina Cybinka
Czas pobytu: elastyczny(min. 30 minut)
można wjechać wózkiem (na most i pod most)
do mostu prowadzą dwie drogi – groblą i od strony Kłopotu
jest piaszczysty brzeg – więc można śmiało zabrać sprzęt kopalniany
Miłośnicy odszukiwania porzuconych zabytków nie będą rozczarowani tym miejscem. Była to przygoda na miarę prawdziwych poszukiwaczy ruin. Przedstawiamy Drzeniów i prawdopodobnie najpiękniejsze, opuszczone mauzoleum w województwie Lubuskim (naszym zdaniem ; ) ).
Uwaga – Mauzoleum w Drzeniowie to nie jest przygoda dla bojących się wyzwań!
Zdecydowanie odnalezienie go było wyzwaniem dla naszej radosnej ekipy. Już na początku okazało się, że dojazd (dojście), który założyliśmy – nie będzie w zasięgu. Wielkie pole graniczące z lasem, który był naszym celem – otoczone było płotem. Dalej jednak, po długiej, niepewnej drodze, prowadzącej wokół dotarliśmy do punktu poboru wody. A tam zaczęła się przygoda!
Od jeziorka to już rzut beretem – o ile macie szczęście ; )
Następnie zabrawszy kolorową walizkę kopaczy i prowiant, bo nie wiadomo jak długa droga przez gęsty las przed nami – wyruszyliśmy przed siebie. Chwilę później, ku naszemu zdziwieniu, po przejściu około 300 metrów, gdzieś między drzewami, na niewielkim wzniesieniu, zamajaczyło ono. Ostatecznie naszym oczom ukazało się przepiękne i niezwykle malownicze mauzoleum w Drzeniowie. Podsumowując – warto było!
Mauzoleum w Drzeniowie świetnie ukryte.
Nie jest łatwo w gęstym, Drzeniowskim lesie odnaleźć ruiny kaplicy grobowej. Nie wiedzie do niego żadna wydeptana ścieżka. W związku z tym, my wybraliśmy się porą gdy na drzewach nie ma jeszcze liści i dzięki temu udało się je w porę zobaczyć. Mauzoleum stoi zdecydowanie na uboczu, jakieś 500 m. na zachód od miejsca, w którym znajdowała się rezydencja.
Mauzoleum na hucznie!
Nie jest znany czas jego budowy, prawdopodobnie powstało na początku XX stulecia. Neogotyckie, wielkie mauzoleum otrzymało formę przypominającą kaplicę lub niewielki kościółek. Jego elewacje wzniesiono z kamienia łamanego i cegły. Co ciekawe ściany od wnętrza nie były tynkowane, lecz widać było kamień, tak jak od zewnątrz. Nad wejściem do przedsionka znajdowała się solidna bryła czerwonego piaskowca, która teraz przełamana leży przed wejściem.
Drzeniów – mauzoleum, park i pałac.
W Drzeniowie stał kiedyś okazały pałac, należący do właścicieli miejscowego majątku. Niestety nie doczekał naszych czasów i został rozebrany w latach 70. Zachował się folwark oraz park, pomiędzy którymi stała rezydencja. Jednak po dawnych właścicielach przetrwała się jeszcze jedna, bardzo ciekawa pamiątka. Jest nią ruina okazałej kaplicy grobowej, położona w gęstej leśnej otulinie.
Na koniec przedstawiamy Park, a w zasadzie to co po nim zostało, prezentuje się pięknie. Wracając lasem podziwialiśmy przecudowny starodrzew. Dodatkowo słychać było ogrom pięknych, ptasich śpiewów. Można tu pospacerować i zbić piątkę z niesamowitym pomnikiem przyrody – 500 letnim dębem szypułkowym. (Miłośnikom pomników przyrody polecamy : Dąb Chrobry)
Drzeniów, woj. Lubuskie, pow. Słubicki, gmina Cybinka
Ośno Lubuskie, niezwykłe miasteczko o wielkich ambicjach i ogromnym potencjale.
Obecnie jedno z moich ulubionych miejsc na mapie zachodniej Polski. Ba, mało tego, w poprzednim poście ochrzciłam Ośno Polskim Carcassonne zachodu. Koniecznie przeczytaj dlaczego. Post o tym wrzucam tutaj:
Teraz zajrzymy do atrakcji jakie to niezwykłe miasteczko oferuje nam jeszcze. A oferuje całkiem sporo.
Otóż Ośno leży sobie nad niewielkim, malowniczym jeziorem. No a żeby nie było nudno, już nas Ośno nauczyło – nic nie jest tutaj „po prostu”. Jest to miasteczko, które na moje oko laika, ma wielkie ambicje i niesamowicie skrupulatnie dba o siebie i swoje otoczenie. No dobra, ale co takiego można spotkać nad wodą przy ośnieńskim jeziorku ?
OŚNO LUBUSKIE – PLAŻA
Otóż można tu spotkać – Amfiteatr.
Wielki amfiteatr. Przy wodzie. Coś raczej mocno – niespotykanego. Miejsce to swoją historią sięga lat 40. ubiegłego wieku.
Po co powstało to miejsce można przeczytać na końcu postu.
A dzisiaj? No na pewno jest to miejsce idealne dla dzieci! Nasz czterolatek, jak tylko „to” zobaczył, i dowiedział się, do czego „to” służyło, od razu wybiegł z auta ze swoją torbą zabawek i pobiegł na scenę zrobić przedstawienie. Pan Mąż postawił rocznego czworakującego żółwika na trawie, żeby mógł się ów żółwik nasz powspinać po licznych trawiastych schodkach (a każdy kto dzieci ma lub ten kto kiedykolwiek dzieci widział, wie, że dzieci pałają niezrozumiałą i nieokiełznaną miłością do schodów. Wszelkich. Wszędzie. Zawsze.). Także ten, mała nasza kizia była niezwykle szczęśliwa – bo trawa – jej miłość numer jeden i schody – miłość numer dwa.
Wracając do małego aktora, okazuje się, iż nie jest aktorem, jak można by się spodziewać, tylko reżyserem. Zarządza sobie mamę siedzącą na widowni. Nie narzekam – widok na jezioro, na las, w oczekiwaniu na teatr… wspaniale. Siadam sobie więc na „widowni” i czekam na nadchodzące przedstawienie. Po czym podbiega do mnie mocno podekscytowany czteroletni żywioł, siada obok i tako rzecze: „teraz cicho, oglądamy”.
No i cóż, okazało się, że zabawki pozostawione na scenie dają przedstawienie… Dzieci, jak nie kochać ? : )
Po skończonym przedstawieniu kolejnym pomysłem małego żywiołu jest jeżdżenie rowerkiem po scenie.
Daje mi to chwilę krótki na spacer wzdłuż brzegu. Oprócz amfiteatru znajduje się tutaj oczywiście też pełnowartościowa plaża, jest piasek, który pewnie stanowiłby główny punkt programu moich dziecków, gdyby nie tajemnicza budowla, która przejęła małe główki w stu procentach już na samym początku. Gdyby było lato, to pewnie na samo kąpanie poświęcilibyśmy większość dnia. Ale nie jest, na szczęście ; )
Ale, ale! Jakby Ośno nie było już niezwykłym Ośnem, to dla dodania jeszcze większej ilości niespodziewanych atrakcji, okazuje się, iż ma ono przy plaży jeszcze swoją małą wyspę. Ano tak – wyspę ma. No bo kto Ośnu zabroni mieć swoją wyspę ? ; )
Bardzo ciekawe i romantyczne miejsce taka malutka wysepka. Prowadzi na nią kładka na którą wchodzi się pomiędzy dwoma krzakami, symbolicznie – niczym brama – posadzonymi po jej dwóch bokach. Na miejscu znajdujemy kilka ławeczek, na których można sobie przysiąść z dobrą lekturą, ewentualnie z lubym ; ) i z widokiem na jezioro spędzić kilka miłych chwil.
Wzdłuż brzegu jeziora prowadzi dróżka.
Wygląda na zadbaną i świeżo zrobioną. Nie poszliśmy nią, więc nie wiem czy prowadzi wokół jeziora, ale sądząc po zaangażowaniu lokalnych władz – pewnie tak. My tego nie sprawdziliśmy z kilku powodów – przede wszystkim – zabranie dzieci z tak CZADOWEGO miejsca na rzecz „spaceru” – byłoby całkowicie niemożliwe, no a jeszcze mamy do zobaczenia jedno miejsce, też ciekawe no i też w Ośnie : )
OŚNO LUBUSKIE – WIEŻA ECKARTA
Wieża Eckarta.
Niewielu turystów pewnie wie, ale jest sobie w Ośnie wieża nie związana w żaden sposób z murami miasta. Stoi sobie, majestatycznie, na wzgórzu. W bardzo dobrym stanie. Można do niej wejść, można nawet na nią wejść ! Teren, który ją otacza również jest zadbany, trawka starannie przystrzyżona. Cud miód malina to Ośno, podziwiam i nadziwić się nie mogę : ) Inne miasteczka, w których jest tak wiele opuszczonych i porzuconych zabytków czy potencjalnych atrakcji turystycznych powinny się wstydzić i pojechać do Ośna i się wstydzić jeszcze bardziej. Ot.
Synowie nasze, jeszcze na etapie opuszczania amfiteatru, weszło w fazę – chcę kopać.
A kto zna dzieci będące w fazie zafiksowania się na coś wie, że nie jest łatwo. No więc powiedziane mu zostało, iż w następnym miejscu pokopie. Gdyby nie zostało to powiedziane – bylibyśmy w niezłych tarapatach i w amfiteatrze musielibyśmy chyba wybudować szałas i w nim zamieszkać. Taki to stopień zafiksowania był. Ale dał się przekonać, a że słowo się rzekło, to będąc już na miejscu, pod wieżą, wysiadł z auta, zabrał dwie koparki, torbę ze sprzętem kopalnianym i poszedł kopać … do wieży ! (bo miała być wieża i miało być kopane – no to dwa plus dwa – prosta matematyka).
Cóż, zawsze powtarzam, że dziecko wszędzie znajdzie miejsce do pokopania. Ale tak mnie jeszcze nie zaskoczył. Fakt, że raz kopał już w opuszczonym mauzoleum, ale to całkiem inna półka zagruzowania. Tam tego gruzu i naniesionej ziemi było jednak no… więcej. No ale znalazł ino dziurę w posadzce, coś jakby pokruszona wylewka betonowa, w każdym razie trochę piasku, trochę gruzu. Wyjął koparki, wiaderko, łopatkę i bawi w najlepsze. Nie można wątpić w dzieci. One zawsze o siebie zadbają – o ile im na to pozwolimy ; )
Wieżą Eckarta kończymy przygodę z Ośnem Lubuskim.
Piękne mury miejskie, bajeczne skwery, oryginalna plaża… A czuję, że jeszcze sporo fajnych miejsc byśmy tutaj znaleźli. Może kiedyś, może ktoś zna i nam podsunie. Ale to co już znaleźliśmy, to i tak bardzo wiele. Zatem – Ośno poleca się na cały dzień leniwego odkrywania ! Zarówno dla dużych jak i małych : )
Ośno Lubuskie, woj. lubuskie, pow. słubicki, gmina Ośno Lubuskie
Amfiteatr: Otwarty amfiteatr powstał przed 1940 r. jako miejsce organizacji wieców NSDAP. W Nazistowskich Niemczech było ok. 40 takich obiektów. Na terytorium dzisiejszej Polski zachowały się dwa takie obiekty – w Ośnie i Górze św. Anny (opolskie). Ich lokalizację wybierano wyjątkowo starannie, a funkcja miała nawiązywać do starogermańskich zwyczajów, a dokładniej męskich zgromadzeń plemion germańskich.
Wieża: Została wzniesiona w 1937 r., na cześć Dietera Eckarta (pisarza i działacza NSDAP).
Plaża.
Czas potrzebny na pobyt na plaży (plus wieża) mocno indywidualny i zależny od poru roku.
Latem na plaży można spędzić cały dzień 🙂 Wiosną i jesienią pewnie ok 1 – 2 h.
można zabrać wózek i pospacerować brzegiem jeziora
Jak mój mąż coś znajdzie, to ja wiem, że niewiele osób to kiedyś widziało. Tym razem jedziemy 170 km do pewnej miejscowości na skraju naszego województwa by zobaczyć ponad stuletni … Czytaj dalej „SAMOTNA WIEŻA – GILÓW, woj. Lubuskie”
Czy to jest Polskie Carcassonne czy nie – nie mnie oceniać, bo nie wiele jeszcze widziałam. Ale na śmiało mogę powiedzieć że jest to polskie Carcassonne zachodu. Tak pięknie zachowanych murów miejskich i tak uroczego miasteczka nie można nie zobaczyć. Nie można go też odzobaczyć ; ) Wracam wspomnieniami z przyjemnością. Zapraszam do tej podróży zatem razem z nami : )
O Ś N O L U B U S K I E
Ośno Lubuskie. Oficjalnie chyba moje ulubione miasteczko w województwie. No, a na pewno w top 3 : ) .
Plan jest taki – zobaczyć mury miejskie. Spodziewamy się zatem, że zobaczymy sobie jakiś tam mur, przejdziemy się pod ratusz i za 30 minut – o ile nie zdecydujemy się na jakieś lody na ryneczku – jesteśmy z powrotem w aucie i jedziemy w następną lokalizację. Oj, jak bardzo się pomyliliśmy. Okazuje się, że urocze Ośno ma do zaoferowania dużo, dużo więcej niż założyliśmy.
Parkujemy sobie można powiedzieć – w centrum (ul. Różana), pod majestatyczną, niesamowitą wieżą wielkiego, gotyckiego kościoła.
Świątynia jest duża, ceglana i robi na nas niemałe wrażenie. Ale do kościoła jeszcze wrócimy. Póki co udajemy się drogą, która przejeżdża przez bramę, czy tam otwór w zasadzie, w murach miasta – czyli do naszego celu wizyty w Ośnie. Kamienne ściany, które planujemy obejrzeć powstały w ok. XIII w., dość dawno zatem, ale o historii nie będę zanudzać ; ) (dla chętnych można o tym więcej poczytać na końcu postu).
Synek oczywiście dostaje rower, żeby nieco przyspieszyć małe nóżki. Małe pacholę nasze dostaje swój czterokołowiec napędzany mamo-koniuszym, co się okazuje strategicznie i dobrą i złą decyzją.
Kiedy docieramy do bramy, odkrywamy, iż mury, nie dość, że świetnie zachowane, to jeszcze jest ich no, całkiem sporo. I nie dość, że ciągną się w jedną i drugą stronę po „horyzont”, i ich końca nie widać, to jeszcze w każdą stronę prowadzi sobie pięknie wybrukowana dróżka. I ta dróżka nadaje decyzji o zabraniu wózka średnich cech użyteczności, bo wytelepotało nam to nasze dziecię niemiłosiernie.
Ale mimo wszystko stanę po stronie pomysłodawcy ów przedsięwzięcia i obronię wyłożenie „chodnika” kamieniami, a nie kostką, tym, że przecież w XIV wieku nie mieli kostki brukowej – warto się troszkę pomęczyć i poczuć za to jak w czasach pierwszej świetności tego miejsca ! (także jak ktoś posiada niewielkie dziecię w swoich zasobach to z wózkiem można się puścić, ale jak kto woli to chusta/nosidło będą ciut wygodniejsze).
A no i nie polecam zwiedzania Ośna w szpilkach ; )
No ale ja tu pitu pitu o kostce a tymczasem stoimy przecież przed ciężką decyzją – w którą stronę pójść. Za sugestią Pana M., po krótkim namyśle, udajemy się w prawo („tędy dojdziemy pewnie do ratusza” pada podejrzenie z ust mojego niezawodnego przewodnika). No i idziemy. Do ratusza i owszem – doszliśmy, ale okazało się, że na tym nie był koniec.
Murów w Ośnie Lubuskim, ku naszemu zdziwieniu i uciesze, ostało się całkiem dużo.
Idziemy i idziemy, a ich końca nie widać. Mało tego! Po drodze mijamy sporo wież i baszt, również świetnie zachowanych! Mało tego! Droga, którą spacerujemy jest do tego wszystkiego niezwykle malownicza. Po całej trasie, zresztą w całym miasteczku, odnaleźć można liczne tablice informacyjne z historią i ciekawostkami. Dowiadujemy się z nich między innymi o historii murów, o tym dlaczego zostały obniżone, czy o tym które z baszt 300 lat temu służyły jako więzienie : )
Pięknie zrewaloryzowany teren zachwyca nas z każdym krokiem coraz bardziej.
Przez większość trasy wokół Ośna mijamy co rusz ławeczki, skwery, parczki i gdzie tylko się dało została posiana (lub rozłożona, nie sprawdzałam ; ) ) i rośnie sobie pięknie przystrzyżona, zieloniutka trawa, do tego wszystkiego świeci słońce (zupełnie nie jak w średniowieczu) i jest naprawdę malowniczo!
Co jakiś czas w murach mijamy furty, tj. przejścia na ich drugą stronę.
A tam, po ich zewnętrznej części idzie sobie wydeptana ścieżynka, którą też można próbować pójść, niestety jest ona co jakiś czas przecięta rzeczką (fosą?), mokradłami i krzakami… No można spróbować się tamtędy przedostać, zawsze to jakaś przygoda! (może jakiś mieszkaniec Ośna napisze nam w komentarzu czy możliwe jest obejście murów od zewnątrz, a najlepiej jak napisze nam czy da się je obejść z wózkiem ; ) ).
Mniej więcej na wysokości ratusza docieramy do przejścia przez mury,
które kilkoma schodkami w dół prowadzi nas do bardzo urokliwego skwerku, przez który przepływa rzeczka, jest tam mostek, no i ogólnie bardzo zielono, cicho i przyjemnie. I z widokiem na kamienny mur i na wieżę, wśród pięknej zieleni robimy sobie przystanek na małe szamanko. Jest tak miło i bajecznie, że aż nie chce się stamtąd ruszać. Synowie nasze, które od jakiegoś czasu (będzie ze dwa lata ; ) ) żyje powietrzem i chlebem z pasztetem, śmiga na swoim rowero – motorze. Drugi, mały głodomorek, pomimo skrzętnie przygotowywanej w domu przez mamkę kaszki z owocami, domaga się jedzenia naszych wrapów z warzywami ; ) Spędzamy sobie tutaj kilka na prawdę przyjemnych chwil.
Wracamy w końcu na naszą kamienną dróżkę i ruszamy w dalszą drogę.
Mury w pewnym momencie kończą się, Pan M. z typowym dla siebie optymizmem stwierdza, że na pewno brakuje tylko fragmentu murów i należy udać się w poszukiwaniu ich kontynuacji. Zgadzam się, z typowym dla mnie pesymizmem, narzekając pod nosem, że to bez sensu. No, ale miał rację. W terenie miewa czasem rację. No dobra, często. To mu trzeba oddać ; ) Mijamy kilka kamienic, w tym dawne kino. Dochodzimy znowu do murów i tym razem ryzykujemy spacer po ich zewnętrznym obrysie. Zachęca nas do tego szeroka, gruntowa droga no i niezwykła malowniczość zieleni po tej stronie miasteczka. Ku memu zdziwieniu okazuje się, że po dosłownie kilku minutach spaceru docieramy do miejsca, w którym zaczynaliśmy naszą przygodę z Ośnem Lubuskim. Tak oto zatoczyliśmy koło. Ośno zostało przez nas OBSZĘDNIĘTE : )
Ale na zatoczeniu koła nie koniec.
Przecież miasteczko ma jeszcze coś w środku. Na początek udajemy się do bardzo wyczekiwanego przez naszego czterolatka miejsca – do armaty na jednym ze skwerów. Widział ją kiedy wjeżdżaliśmy do miasta no i obowiązkowe zdjęcie na armacie musi być. Potem z daleka woła nas fontanna otoczona masą pięknych kwiatów. Z małego kwietnego skweru, otoczonego ślicznym trawnikiem, celebrować można widok monumentalnej wieży kościoła. No bajeczne miejsce. Będąc już tutaj nie można nie udać się pod budynek ratusza, który jest już rzut beretem od nas. Ten ciekawy, eklektyczny budynek po prostu należy zobaczyć, a dodatkowo można zajrzeć do środka i odwiedzić Miejskie Muzeum.
Ratusz i kościół obchodzimy dookoła i docieramy do samochodu.
Ale ale ale ! Atrakcji nie koniec! Ośno Lubuskie miło nas zaskoczyło samo w sobie, aczkolwiek Ośno nie byłoby sobą, gdyby nie oferowało jeszcze kilku niebanalnych miejsc, które będąc tutaj po prostu trzeba wyhaczyć! Ale o tym już w kolejnym rozdziale. Zapraszam do kolejnego postu :
Ośno Lubuskie, woj. lubuskie, pow. słubicki, gmina Ośno Lubuskie
Miasto:
Pierwsza wzmianka o osadzie targowej pochodzi 1252 r. Prawa miejskie otrzymało zapewne w 1. poł. XIV w., a rozkwit nastąpił następnym stuleciu. W 1945 r. miasto uległo zniszczeniu w 70%, natomiast szczęśliwie ocalały jego najważniejsze zabytki. Większości zabudowy nie udało się jednak odbudować.
Kościół:
Budowę okazałego kościoła rozpoczęto w 1298 r. Powstało wówczas prezbiterium i nawa (zapewne bez sklepień), natomiast nie udało się wybudować wieży, która miała być tak szeroka jak cała nawa. Pod koniec XV w. dobudowano wieżę, przedłużono prezbiterium i założono sklepienia (wkrótce po tym zawaliły się i zostały odbudowane). W 1538 r. świątynia przeszła w ręce protestantów. Z tego czasu pochodzi wspaniały ołtarz (z 1610 r.), ambona (z 1619 r.) i chrzcielnica (ok. 1610 r.). Bardzo często dach wieży był niszczony przez pożary wywołane uderzeniami pioruna, co miało wpływ na naruszenie statyki całej budowli (zawalenie sklepienia nawy w 1829 r.).
Ratusz:
Dzisiejszy ratusz powstał w latach 1842-1844 na miejscu starszego, średniowiecznego. Powstał w stylu eklektycznym, łącząc w swojej bryle elementy kilku historycznych stylów architektonicznych (głównie renesansu i gotyku). W 1912 r. otwarto w nim także muzeum, prezentujące pamiątki i zabytki związane z historią regionu. Do dziś jest siedzibą władz miejskich i lokalnego muzeum.
Mury:
Mury miejskie Ośna mają ok. 1350 m. Ich budowę rozpoczęto na przełomie XIII i XIV w. kontynuowano w następnym stuleciu (podwyższono, dobudowano kolejne wieże i czatownie, rozbudowano bramy). Obecnie zachowały się na niemal pełnym obwodzie. Oryginalnie miały grubość ok. 80 cm i wysokość ok. 6 m. W obwodzie były 2 bramy (obie niezachowane), 3 okrągłe baszty (2 zachowane), 12 czatowni (3 zachowane w pierwotnej wysokości, 7 zachowanych, obniżonych). Przed murami mieściła się nawodniona fosa oraz wał.
Jak mój mąż coś znajdzie, to ja wiem, że niewiele osób to kiedyś widziało. Tym razem jedziemy 170 km do pewnej miejscowości na skraju naszego województwa by zobaczyć ponad stuletni … Czytaj dalej „SAMOTNA WIEŻA – GILÓW, woj. Lubuskie”