Dominik Kwaśniak
Absolwent studiów magisterskich
na kierunku Architektura – ochrona zabytków.
Tatuś dwóch gagatków.
Zwykle to on wyszukuje miejsca, które następnie razem odkrywamy. Zwykle to on wiedzie nas przez bezdroża i krzaki powtarzając: „to jest gdzieś tam, już prawie jesteśmy”.
Tam dopiero rozścielam koc i zarządzam piknik.
Pan Mąż. Wielki miłośnik wędrówek i zwiedzania.
Szczególnie docenia miejsca zapomniane i odludne. Uwielbia architekturę i sztukę dawną, choć potrafi się zachwycić nawet współczesną budowlą. Wśród zabytków poszukuje tych najbardziej uduchowionych. Kościoły, mauzolea, cmentarze i ruiny – to najbardziej rozpala wyobraźnię. Choć nie pogardzi żadną formą majestatycznego gotyku, soczystego baroku i zwiewnej secesji, byle czuć było kunszt i artyzm. Zamiłowanie do zabytków realizuje również naukowo, cyklicznie publikując wyniki własnych badań i dociekań nad dawnym budownictwem.
A kim jesteśmy?
Pani Żona i Pan Mąż. Z wykształcenia architekci, a z życia – rodzice trzylatki i sześciolatka, miłośnicy zabytków, architektury i przyrody. Spontaniczni i nie lubiący nudy (oglądanie seriali to przecież nie nudzenie się;)) i siedzenia w domu (no chyba, że oglądamy serial …). Mamy pasje i nie boimy się ich realizować. Mamy masę pomysłów i jedyne co nas ogranicza to za krótka doba (która przy dzieciach magicznie skraca się wprost proporcjonalnie do ich ilości co osobiście uważam za skandal.!).
PODRÓŻOWANIE Z DZIEĆMI – JEŹDZIMY, ZWIEDZAMY, PRZEKAZUJEMY DALEJ!
Już nie tak jak kiedyś, z pojawieniem się dzieci w życiu wiele trzeba przeorganizować, ale nie ma rzeczy niemożliwych! Najwyżej pranie się nie zrobi albo naczynia się nie umyją, ale kolejne opuszczone kościoły czy pałace zostaną przez nas odkryte! I tym światem – spontaniczności, pasji, aktywności – chcemy się z wami podzielić.
Więc pakujcie prowiant, pakujcie pieluchy i w drogę 😉
PODRÓŻOWANIE Z DZIEĆMI…
to łatwiejsze niż myślisz!
Weekendowy poranek (tj. Około 6 rano, kto ma dzieci i wstaje później – pełne zazdro!). Szykujemy się do śniadania. Gdzieś w tym rozgardiaszu jak zawsze pada pytanie:
DOKĄD DZISIAJ?
Pan Mąż już od paru dni jest na to pytanie przygotowany, więc z ochotą wygłasza na nie szczątkową odpowiedź, tak żeby za wiele nie zdradzić. W sumie mnie to cieszy, bo lubię niespodzianki, jedyne co muszę wiedzieć ze względów kobieco-strategicznych to – Jak długo będziemy jechać, o której wyjeżdżamy (haha, żartuje, przecież mamy dzieci ;p) i jak długo będziemy na miejscu. Często, a w zasadzie zawsze, sprawdzam jeszcze pogodę na dany dzień, ale z dużym dystansem, bo znamy życie ; ) Po śniadaniu szykowanie prowiantu – jakiś wyjazdowy obiad dla wszystkich – jeśli jedziemy na dłużej, kanapki i kaszki lub inne przekąski – jeśli jedziemy na krócej. Pakuję zestaw ciuchów na zmianę dla dzieci (kiedyś, brało się jeden plecak, kartkę z nazwą miejscowości do której chce się dotrzeć i to wystarczało na kilka dni, a teraz…) teraz na kilku godzinną wycieczkę wychodzimy z czterema torbami !
- Pierwsza – z jedzeniem,
- Druga – z ciuchami,
- Trzecia – z kurtkami (bo nigdy nie wiadomo jakie figle spłata nam pogoda),
- no i Czwarta , najbardziej strategiczna – z zabawkami … – bo kto nie przeżył w drodze dramatu pt. „Mamo! Ale ja chciałem zabrać koparę!”.
Ale pakuję tak sobie pomału to wszystko bez gadania bo wiem, że warto.(no, może zdarzy mi się „pogadać”, chwała Ci Panie Mężu za cierpliwość;)).