GOŚCIESZYN – PAŁAC KURNATOWSKICH. WOJ. WIELKOPOLSKIE

To miejsce pokazali nam znajomi, kiedy razu pewnego ich odwiedziliśmy. Beznamiętnie powiedzieli, że jest niedaleko taki tam pałac. Możemy z dziećmi podjechać. A na miejscu okazało się, że to jedno z najczadowszych założeń pałacowych. Poznajcie Gościeszyn – Pałac Kurnatowskich.

Pałacu Gościeszyn historia krótka.

Pałac Gościeszyn – postał w połowie XVIII w. i był to pierwotnie niewielki obiekt. Jednak po 100 latach został nieco rozbudowany ; ) Obecna formę otrzymał w wyniku rozbudowy i przebudowy z lat 1904-1911. Cechy gotyckiego zamku nadał mu ówczesny właściciel, Zygmunt Kurnatowski. Nad wejściem znajduje się łacińska sentencja „módl się i pracuj”.

Ora et Labora.

Gościeszyn – Pałac to czy zamek?

Na teren rezydencji wchodzi się przez bramę prosto na ogromne przedpałacie. Dojść do obiektu można dwoma dróżkami okalającymi wielki, zielony trawnik, wzdłuż żywopłotu. Od razu czuć klimat dawnej świetności i czasów, w których podjeżdżał do efektownego wejścia jakiś waśćmość na rumaku. Wieże, wieżyczki, i wielkość budynku dodają jedynie jeszcze większego splendoru. Oto Gościeszyn i jego Pałac przez duże P.

Obiekty wokół pałacu w Gościeszynie wymiatają.

Zaraz po ukończeniu rezydencji, w 1913 r. przed pałacem wzniesiono stajnię i ujeżdżalnię, które przypominają greckie świątynie. W tym czasie powstało również neogotyckie ogrodzenie z basztami (mega czad!). Natomiast przed samym pałacem znajduje się odcinek odwołujący się do Grecji – są kolumny, włócznie i tarcze.

Warto wspomnieć również o neogotyckiej oficynie z ok. 1850 r. Kształty i style nadane obiektom znajdującym się w otoczeniu pałacu w Gościeszynie zaskakują na każdym kroku. A ludziom, którzy mieszkają w tych greckich świątyniach i gotyckich domeczkach to po prostu zazdroszczę!

Park pałacowy jesienią.

Tuż za tym pięknym, zamkowym pałacem znajdujemy zaniedbany park, co ma prawie 13 ha. Także no, jest po czym łazić. A na dodatek rośnie w nim kilka pomnikowych drzew – piękne jesiony, dęby i wiele innych. Dlatego warto tu zajrzeć jesienią. Bo jest po prostu bajecznie!

Wspomnieć warto również o kościele z 1778 r. Stoi w pobliżu, przy drodze i pięknie się prezentuje już z daleka. Wnętrza również warto zobaczyć – barokowe wyposażenie, detale i zdobienia to coś cudownego dla oka miłośników architektury sakralnej.

informacje

Gościeszyn – pałac, woj. Wielkopolskie, pow. wolsztyński, gmina Wolsztyn

W OKOLICY ZOBACZ TEŻ:

PAŁAC

WRONIAWY

OBSERWUJ NAS W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH!

Polub nas i bądź na bieżąco z najnowszymi wpisami na blogu!

PAŁAC WRONIAWY. Zabytkowa Wielkopolska

Okolice Wolsztyna, który na naszym blogu zasłynął z Muzeum Kolejnictwa, obfitują w przepiękne pałace. Poznajcie z nami kilka z nich. Dzisiaj przedstawiamy neobarokowy Pałac Wroniawy. Oczywiście w jesiennej odsłonie!

Pałac w niewielkiej wsi – Wroniawy.

Pałac we Wroniawach został wybudowany ok. 1820 r. w stylu neogotyckim, a pod
koniec stulecia elewacje przekształcono w duchu neobaroku. Niedługo potem stał
się własnością rodziny Goldschmidt– Rotschildow. Natomiast nowi właściciele
rezydencję znacząco rozbudowali (w kierunku zachodnim), a ta część budynku nosi
cechy stylistyczne secesji. We wnętrzach pałacu zachowało się bardzo wiele
pięknych elementów historycznego wyposażenia (schody, witraże, piece, kominki,
malowidła, boazerie itp.)

Dom Wczasów Dziecięcych – Wroniawy

Dojazd nie jest łatwy i oczywisty. Wejście znajduje się od strony parku. Po przejściu wspaniałą, parkową aleją, docieramy do dużego otwartego terenu . Jako że w pałacu Wroniawy mieści się Ośrodek Kolonijny dla dzieci, to ta część parku obfituje w atrakcje właśnie dla tej grupy docelowej ; ) Liczne huśtawki, karuzele, boiska, siatki wspinaczkowe…

Jako że byliśmy tutaj po okresie wakacyjnym to nikomu nie sprawialiśmy kłopotów. Wczasowiczów nie było, park był pusty. Jednakże jak to wygląda w sezonie letnim? Tego nie wiem. Ale myślę, że lepiej tu wpaść w innym czasie ; ) Polecam jesień! ; D

Pałac Wroniawy pilnowany przez smoka!

Z huśtawki, w oddali ukazuje się widok na sam pałac. Dlatego jak już uda się oderwać bombelki od placu zabaw, to warto przejść się wokół rezydencji. Zdecydowanie warto rzucić okiem na detale elewacji. Niesamowite elementy balustrad, m.in. przy schodach. które dojrzy jedynie sprawne oko (dzięki Pan Mąż). No i same schody to jak dla mnie – łał. A dzieciom można dać misję odnalezienia smoka! ; )

Park w kolorach jesieni.

Na koniec – lub na początek jak kto woli – zachęcam do spaceru po parku. Prowadzi do niego m.in. aleja od budynków gospodarczych obok rezydencji (po prawej stronie od wejścia). Ale są też inne, tajemne ścieżki (na przykład w narożniku placu zabaw) : ). Ta część Parku Pałacu Wroniawy nie jest specjalnie zadbana. Ale w tej dzikości cały jego urok. A jesienią to po prostu bajka! Spójrzcie tylko!

Spacerując jedną z dawnych alejek natknęliśmy się na ciekawe znalezisko. Spośród mchu i liści udało się wypatrzeć parkową rzeźbę. Kamienna postać zachowała się jedynie od pasa w dół. Leży na plecach (choć pleców nie ma), odpoczywa, czekając na lepsze czasy przypałacowego parku.

informacje

Pałac Wroniawy, woj. wielkopolskie, pow. Wolsztyński, Gmina Wolsztyn

poradnik
  • z wózkiem da radę pospacerować po części parku, zaś część „leśna” to wąskie, nierówne ścieżki gruntowe – jesienią grząskie
  • park pałacowy nie jest duży – nie trzeba brać rowerków, ale można ; )
  • plac zabaw zapewni dzieciom rozrywkę ; )
  • latem ośrodek pełni funkcję domu wczasowego – teren może nie być dostępny!

OBSERWUJ NAS W MEDIACH SPOŁECZNOŚCIOWYCH!

Polub nas i bądź na bieżąco z najnowszymi wpisami na blogu!

ZABYTKI INACZEJ. WOLSZTYN I RAKONIEWICE.

                    Można powiedzieć, że nie tyle „wychowujemy” co już wychowaliśmy małego miłośnika zabytków. Bo przecież zabytki to nie tylko kościoły i pałace. Są jeszcze zabytki techniki i motoryzacji. I na tych się dzisiaj skupimy.

Nasze dziecię ma co jakiś czas dzień dziecka. A co, niech mu się dobrze dzieciństwo kojarzy ; ) Zatem, jak chcemy zrobić dziecku dzień dziecka nie koniecznie w dzień dziecka to zabieramy je w mniej lub bardziej związane z pociągami miejsce. Czasem, jeśli czasu jest niewiele to do szczęścia wystarcza zabranie go na główny dworzec w naszej poczciwej Nowej Soli. Ale czasem mamy gest.

Zatem o geście i Parowozowni Wolsztyn dzisiaj. Ale nie tylko o niej ; )

R A K O N I E W I C E

W naszym przypadku do Wolsztyna jest dość długa droga, zatem będąc już i tak daleko od domu, na ten dzień planujemy jeszcze inne atrakcje. Tak się składa, o czym być może nie wielu ludzi wie, że w pobliżu znanej wszystkim parowozowej atrakcji znajduje się niepozorna miejscowość – Rakoniewice. A w niej niepozorne muzeum pożarnictwa. Myślę, że każdy młodociany miłośnik pojazdów maści wszelakiej doceni możliwość zobaczenia prawdziwych wozów strażackich!

Zwiedzanie zaczynamy oczywiście od kupienia biletów, potem udajemy się do pierwszej hali wystawowej.

Ale jakiej! Bardzo ciekawe to miejsce, bo uwaga – w byłym kościele jest ono urządzone. Ale jakim kościele! Po-ewangelickim, szachulcowym, z dwoma kondygnacjami empor… no gratka dla miłośników zabytkowej architektury. Ta hala, jeśli chodzi o wyposażenie, może nie zrobić wielkiego wrażenia na dzieciach, co przerobiliśmy na dwójce różnych dziecięcych egzemplarzy podczas dwóch już pobytów w tym miejscu (raz była to czterolatka, a teraz czterolatek, za każdym razem przeszliśmy to miejsce bardzo szybko ; ) ). Ale nie jest tak, że NIC tu dzieci nie zaciekawi. Znajdują się tutaj oryginalne eksponaty bardzo starych, pierwszych wozów strażackich, co przez moment jednak zajmuje dziecięce główki, bo jak to – taki wóz, drewniany, z kołami, nie czerwony, nie metalowy ?

Na wyższych kondygnacjach oglądamy nieco mniej interesujące dzieci,

a bardziej dorosłych, eksponaty typowo muzealne, w gablotach (tutaj hełmy strażackie na chwilę zatrzymały naszego syna). No i gabloty z małymi modelami aut strażackich. Ooooj jaki on tutaj był przejęty, że Ci panowie strażacy mają takie zabawki swoje i oni się nimi nie bawią tylko trzymają pod szybką. No nie mógł tego przeżyć. Jestem pewna, że jakby spotkał tego dnia jakiegoś strażaka to podbił by do bogu ducha winnego człowieka i zagaił czy ten mu pożyczy te swoje zabawki z muzeum. Jestem PEWNA. Ale na szczęście jakoś argumenty, że to nie nasze, i że nie wolno ich wyciągać z gablot zaakceptował i mogliśmy pójść dalej : ) Podsumowując – pierwsza hala jak dla mnie mega fascynująca, bo robią na mnie wrażenie takie stare pojazdy. Ale dziecko, jak się okazało, zachwycić się miało najbardziej dopiero w następnym miejscu.

Dalej, w drugim budynku, znajdowały się już nowsze pojazdy. Wielkie auta strażackie! Nooo, to tutaj się nasz syn ucieszył. Oglądał z otwartą buzią. Bardzo się podobało (i nam też!).

Niestety z okazji panującej na świecie sytuacji epidemiologicznej kilka atrakcji było nieczynnych (wiemy to dzięki naszej pierwszej wizycie w muzeum, która odbyła się jakieś 4 lata wcześniej). Może za jakiś czas je uruchomią znowu… Na przykład w pierwszej hali można było zakręcić starą syreną (dramat dla uszu ale dla dzieci niezła frajda) albo przymierzyć hełm strażacki. W ostatniej sali można było wejść do kabiny samochodu, przymierzyć mundur i zjechać na rurze jak prawdziwy strażak! Oj fajne to były atrakcje, szkoda … ale cóż może jeszcze wrócą : )

W O L S Z T Y N

Z premedytacją najlepsze zostawiamy na koniec i udajemy się do wyczekanej Parowozowni Wolsztyn.

Parkujemy przy starej lokomotywie, którą razu pewnego syn przywitał uroczym „ooo lokomotywa… jaka piękna….”. Dokonujemy zakupu biletów i dowiadujemy się, że za ok. półtorej godziny wróci z trasy parowóz. Prawdziwy! Najprawdziwszy! No to zwiedzamy bardzo niespiesznie, bo takie wydarzenie nie może nas ominąć. Myślę, że tajników muzeum nie będę zdradzać, niech każdy przyjedzie i sam odkryje, bo naprawdę warto.

Dziecię szczęśliwe, samo wybiera, co chce oglądać, dzisiaj on jest przewodnikiem.

Czas mija, nadchodzi godzina przyjazdu pociągu. I tutaj muszę polecić każdemu wybranie się do Wolsztyna tak, żeby trafić na przyjazd parowozu. Serio – wszystko widać z bliska, z pierwszej ręki. Pociąg wjeżdża i zatrzymuje się w zasadzie tuż przy nas. Następuje dosypanie węgla, potem czyszczony jest piec – panowie maszyniści wysypują pył, jest dużo pary, dymu i żaru, no jednym słowem – efektownie. Na nas dużych to robi wrażenie, a co dopiero na młodym. Całą akcję ogląda z wielkim skupieniem, bez ruchu (a skupić czterolatka na czymś na tak długo to wielkie osiągnięcie!). Później komora lokomotywy zostaje napełniana wodą. Wszystko przy użyciu oryginalnych – mniej lub bardziej zabytkowych- maszyn i urządzeń! Akcja rewelacja na miłe zakończenie naszej wycieczki 🙂

Teraz nastąpi maluteńka antyreklama.

Jeśli byliście kiedyś na paradzie parowozów w Wolsztynie (o innych się nie wypowiem, bo nie byłam) to wiecie jak jest. Jeśli nie byliście – to ja po krótce powiem, że serio – nie warto. Tłumy, i nic, ale kompletnie NIC nie widać tych pociągów z pozycji dorosłego człowieka (tzn. mojego szalonego metr sześćdziesiąt pięć), a co dopiero dziecka. No może jak ktoś przyszedł odpowiednio szybciej i zajął sobie dobre miejsca. Ale z dziećmi i szybciej? I jeszcze przepychać się w takim tłumie… No można, ale, po co – skoro wystarczy obczaić kiedy do parowozowni przyjeżdża pociąg i mamy nasz prawie prywatny pokaz na żywo! Można by szukać plusów i minusów, bo lokomotywa jest jedna, a nie wiele, i przy okazji parady wstęp jest darmowy, i może okazjonalnie coś tam jeszcze się dzieje, ale jak dla mnie, z dziećmi to bardziej się opłaca taka opcja, na spokojnie, bo pokaz był naprawdę ciekawy ; ) A na zlot parowozów to może kiedyś, z większymi dziećmi, albo bez dzieci… No ale na pewno nie prędko ; )

Rakoniewice, woj. Wielkopolskie, pow. grodziski, gm. Rakoniewice

Rakoniewice: Muzeum Pożarnictwa powstało w 1974 r. i jedną decyzją udało się ocalić dwie pozornie niezwiązane ze sobą dziedziny, czyli dawny zbór ewangelicki i zabytki pożarnictwa. Sam kościół powstał w 1763 r. i służył miejscowym protestantom do 1945 r. W jego wnętrzu znajdują się piękne i bogate zbiory, a wśród nich sikawka konna z 1776 r. (prawie tak stara jak sam kościół!). Obecnie wyjątkowe eksponaty zajmują 3 budynki.

Wolsztyn, woj. Wielkopolskie, pow. Wolsztyński, gm. Wolsztyn

Wolsztyn: Parowozownia powstała w 1907 r. i składała się z hali mieszczącej 4 parowozy, wieży wodnej, obrotnicy, zasieków węglowych i kanału oczystkowego. W 1909 r. halę rozbudowano o kolejne 4 stanowiska dla parowozów. Parowozownia nie została zniszczona podczas II WŚ. W 1991 r. na prośbę miłośników kolei z Niemiec zorganizowana została parada parowozów. Ciekawostką jest fakt, że obiekt jest jedynym w Europie, gdzie wykorzystuje się parowozy do regularnych kursów pasażerskich (z krótką przerwą 2014-2017 gdy parowozy obsługiwały tylko przejazdy turystyczne i specjalne). Wspomniana Parada Parowozów odbywa się raz do roku (w maju) i miała już 26 edycji. Obok parowozów z Polski w Wolsztynie gościły lokomotywy z Niemiec, Czech, Słowacji, Węgier, Wielkiej Brytanii (nie wiem z której strony mają kierownicę) i Luksemburga. 

Od przyjazdu do Rakoniewic do odjazdu z parowozowni: 3,5 h

  • niemowlę w muzeum w Rakoniewicach – najlepiej w nosidle, ale wózek wjedzie do wszystkich hal spokojnie, tylko na wyższe piętra można zabrać dziecko wtedy na rękach
  • niemowlę w parowozowni – da radę wjechać wózkiem, tylko momentami jest nieco nierówno (np. przejeżdżając przez tory)
  • w obu muzeach są toalety
  • żadne muzeum nie oferuje atrakcji typu – plac zabaw

Ceny biletów i godziny otwarcia na stronach muzeów, linki poniżej:

Rakoniewice: http://muzeum.psp.wlkp.pl/

Wolsztyn: https://www.parowozowniawolsztyn.pl/

Najnowsze wpisy

ciekawostka (141) cmentarz (9) Czyste piękno (1) dolnośląskie (53) jezioro (5) kamper (30) kaplica (8) kaszuby (7) kościół (27) kujawsko-pomorskie (2) las (8) life&parenting (2) lubuskie (97) mapa (1) mauzoleum (30) militarne (7) most (2) muzeum (11) opolskie (6) park (100) pałac (70) plac zabaw (61) plaża (16) pomorskie (6) ruiny (61) wielkopolskie (18) wieża (13) zabytek techniki (8) zachodnio-pomorskie (2) zamek (21) śląskie (1)

WŁADCA ZIELENI I DWIE WIEŻE! ŚWIĘTNO I KONOTOP.





Plan odwiedzenia dwóch wież widokowych z założenia nie napawał mnie wielkim optymizmem od samego początku.

Po pierwsze dlatego, że mam okropny lęk wysokości. Taki, że myśl o wchodzeniu po drewnianych schodach wyżej niż na wysokość pierwszego piętra napawa mnie takim lękiem, że aż dostaję ścisku żołądka, delikatnie mówiąc. A tu Pan Mąż mówi mi – no to co? 36 m w górę po drewnianych schodach z prześwitami! ? Dawaj, będzie fajnie! No ale że nie jestem pępkiem świata, no to nieśmiało się zgadzam, niech sobie włazi jak chce ten mój mężczyzna, chociaż uważam taką czynność za zgoła – niemądrą… Po drugie – wlezą tam z tym synem naszym i co dalej? Trochę nuda chyba, no że las, to spoko, świeże powietrze i takie tam, no dobra, ale co te dzieci nasze będą tam robić? Ale ok, na dobre i złe, przysięgałam, to mam.





K O N O T O P





I co? No i jak zwykle Pan Mąż miał rację. (tak, umiem to przyznać ; ) ).

Ale zanim wieże, to dla zaspokojenia naturalnych potrzeb musieliśmy jeszcze na szybko zahaczyć o jakiś zabytek, nieduży choć : )

W Konotopie, w bardzo nietypowym miejscu, bo gdzieś w małym lasku, byłym parku pałacowym, na obrzeżach wsi, między domostwami, zupełnie niespodziewanie jest! Mauzoleum. No to zwiedzamy. Z zewnątrz zwyczajne, na elewacjach widać jeszcze miejscami ślady po boniowaniu, ale generalnie są niestety w kiepskim stanie. Taki o zwykły, obdarty ceglany zabytek pomyślelibyśmy, gdybyśmy go mijali i nie zajrzeli do środka.

Ciekawe natomiast jest wnętrze,

po wejściu do kaplicy po dwóch stronach widzimy dwa zadaszone przejścia z kolumnami rodem z samego Akropolu, chroniące grobowce lokalnych mości władców czy innej szlachty. Płyty nagrobne są popękane, można więc zajrzeć do środka krypt przez niewielkie otwory. Centrum kaplicy zajmował niewielki cmentarzyk, dzisiaj w gęstych zaroślach można dostrzec jeszcze pozostałości po nagrobkach. Po naładowaniu zabytkowych bateryjek pora na atrakcje dnia.

Dojeżdżamy do drugiej lokalizacji.

Na miejscu znajduje się duży parking z infrastrukturą turystyczną w postaci zadaszonych miejsc na posiłek, tablic informacyjnych, stojak na rowery itp. Zabieramy rowerek biegowy i wózek, bo z tego co widać na pierwszy rzut oka, ścieżka chociaż stroma to chyba da radę spokojnie nią wjechać pojazdami na kółkach.

Zaraz obok parkingu zaczyna się nasz szlak, stromą górką, przez las, dochodzimy do wieży widokowej nr 1.

Konstrukcja robi niesamowite wrażenie. Jest tutaj sporo ludzi, wieża znajduje się na szlaku rowerowym i widać że jest on chętnie uczęszczany, bo większość turystów to właśnie użytkownicy dwuśladów. Pod wieżą znajduje się kilka ławek, ale my aklimatyzujemy się na poboczu, przy szkółce leśnej, na trawie (chociaż bardziej na ziemi) gdzie znajdujemy piaszczystą ścieżkę prowadzącą dość stromo w dół. Starszy zachwycony takim stanem rzeczy postanawia zbiec (początkowo chciał zjechać, ale wybito mu to z głowy – nie dosłownie oczywiście 😉 ), potem w tym piachu wspina się w górę i z powrotem… No dziecko, co poradzić ; ) Korzystając z chwili kiedy syn jest mocno zajęty zjadamy wyjazdowy obiad. Dzisiaj kuchnia serwuje wrapy z warzywami i piersią z kurczaka – nasze ulubione danie wyjazdowe.

Ktoś musi zostać na dole z młodą i z wózkiem,

więc stwierdzam łaskawie, że odpuszczę sobie tym razem wchodzenie na górę, niech idą Panowie, a my sobie na dole, bezpiecznie, dotykając stopami życiodajnej ziemi, zaczekamy ; ) No i poszli. I wrócili. I ponoć było fajnie. Wątpliwa to atrakcja jak dla mnie 😉 Następnie, samochodem udajemy się na eksplorację kolejnej wieży widokowej, już nieco mniej uczęszczanej, ale moim zdaniem – o wiele fajniejszej.

Ś W I Ę T N O




Tutaj znowu mamy parking,

z którego wyruszamy z takim samym składem – wózkiem i rowerkiem – szeroką, równą gruntową drogą w stronę lasu. Przez całą długość ścieżki umieszczone są tablice z fotografiami i opisami okolicznej flory i fauny, każda jest dodatkowo urozmaicona ciekawostkami rożnej treści, które starszym dzieciom na pewno przypadną do gustu. (Nasz czterolatek na hasło – o! widzę już kolejną tablicę! – przyspieszał żeby jak najszybciej do niej dojechać po czym każdą dokładnie studiowaliśmy).





No i tak sobie idziemy, niczego jeszcze nieświadomi.

Z naprzeciwka, jeszcze na początku naszej drogi, mijają nas wracający już do swoich samochodów spacerowicze. Jakby tylko nam powiedzieli co nas czeka, to moglibyśmy jeszcze zawrócić… Ale nie powiedzieli. 🙂 Po kilkuset metrach, gdzieś daleko przed nami, między drzewami zaczynają majaczyć .. .schody… Schody w lesie. No tego się nie spodziewaliśmy! Już byliśmy dość daleko od samochodu żeby zawrócić i zostawić wózek, ile do wieży też nie wiadomo, schodów dużo i do tego fest strome… No to decyzja zapada. Idziemy…

Przy samych schodach okazało się, że mamy dwa wyjścia
  • wnosić wózek, (ale jedna osoba nie da rady, a dwóch nie ma bo ktoś musi jeszcze targać rower i trzymać starsze dziecko za rękę przy wchodzeniu)

  • lub wjechać z wózkiem wydeptaną pewnie przez licznie przyjeżdżających tu rowerzystów, (którzy na miejscu spotykają się z tym samym dylematem), wąską, STROMĄ i usianą korzeniami ścieżką idącą bokiem góry, (na szczycie której, stoi, jak się potem na szczęście okazało, nasza wieża widokowa)…

No niby dwa wyjścia, ale w sumie to jedno… Wziął zatem ten mój osobisty superbohater rower na ramię (nie musiał, ale bardzo chciał), wózek z dziecięciem w drugą rękę i pojechał pod tą górę. Wspaniały! Takich Panów Mężów życzę każdemu ; )

No i warto było się namęczyć bo na górze było cudownie!

Pięknie, słonecznie i do tego plaża… C : Syn zachwycony! To był raj. Ze względu na czasy zamkniętych placów zabaw dziecko mocno się za piaskiem wytęskniło. I tu proszę… Tyle piachu! Od razu zabrał się za swoje kopalniane sprzęty skrzętnie wcześniej zapakowane do wózkowej torby. Często powtarzam, że dziecko zawsze znajdzie miejsce do kopania, ale tutaj to bez bicia się przyznaję, że się nie dość, że piaskownicy nie spodziewałam w ogóle, to plaży tym bardziej!

Nie wiem czemu, czy to świeże powietrze czy to słońce, czy drzewa, czy jakaś żyła powietrzna, czy to, że dziecko się sobą zajęło i miałam spokój (nie to na pewno nie to), ale zakochałam się w tym miejscu. Mogłabym tam spędzić wiele godzin tylko siedząc.. Na pewno tam wrócę. Posiedzieć ; )

Polecam każdemu – i dużym i małym.



A i ponoć widoki z góry też ciekawe, ale kogo to interesuje .. ; P








podrózowanie z dzieckiem, pomysły na weekend











Konotop, woj. Lubuskie, pow. Nowosolski, gmina Kolsko

Wieża widokowa Joanna została oddana do użytku w 2015 r. Jej drewniana konstrukcja dźwiga dwa tarasy widokowe na wys. 18 i 36 m.

Mauzoleum powstało w 2. poł. XIX w. dla rodu von Foester. Budynek reprezentuje styl neoklasycystyczny. Wewnątrz wzdłuż krótszych boków znajdują się zadaszenia wsparte na doryckich kolumnach, pod którymi, w kryptach złożono właścicieli nieistniejącego dziś pałacu.

Świętno, woj. Wielkopolskie, pow. Wolsztyński, gmina Wolsztyn

 Wieża widokowa została otwarta w 2016 r. Posiada 30m wysokości i powstała na nietypowym rzucie trójkąta. Na szczycie znajduje się taras widokowy

Podróżowanie z dzieckiem - pomysły

czas od przyjazdu do mauzoleum do wyjazdu z wieży w Świętnie: 3 h

  • pierwsza wieża widokowa, w Konotopie, dostępna wózkiem i rowerem bez problemu
  • wieża w Świętnie poleca się dla rodziców z niemowlakami w chuście/nosidle, ale wózkiem ostatecznie też się da
  • rowerek można, ale nie będzie łatwo
  • sprzęt kopalniano – plażowy dla dzieci zalecany!
  • lornetka mile widziana
  • prowiant mile widziany

Miejsca czynne całą dobę. Wstęp darmowy.

Najnowsze wpisy

ciekawostka cmentarz Czyste piękno dolnośląskie jezioro kamper kaplica kaszuby kościół kujawsko-pomorskie las life&parenting lubuskie mapa mauzoleum militarne most muzeum opolskie park pałac plac zabaw plaża pomorskie ruiny wielkopolskie wieża zabytek techniki zachodnio-pomorskie zamek śląskie